- Cześć, mam nadzieję, że cię nie obudziłam? Jestem w Łodzi. Nie no, dam sobie radę przecież. Ale... Skoro nalegasz, niech będzie. Dobrze, czekam.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Wujek zawsze musiał postawić na swoim, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Usiadłam na murku i wyjęłam gitarę. Miałam z nią bardzo wiele dobrych wspomnień. Była ze mną od 9 roku życia, jako podarek od taty. Z czułością pogładziłam gryf i zaczęłam grać. Gra to jeden ze skuteczniejszych sposobów na spędzanie czasu, wyładowanie emocji i najlepsze hobby, jakie tylko mogłam sobie wymarzyć. Co prawda wolałam perkusję, ale gitarze również nic nie brakowało.
Przymknęłam oczy, przypominając sobie kolejne takty 21 Guns. W mojej głowie od razu pojawił się obraz kruczoczarnej grzywki Billie Joe, nieco podmalowanych oczu, które zawsze wywoływały uśmiech na mojej twarzy, przewieszonej przez ramię czarnej gitary, jego palców, tak zwinnie sunących po kolejnych progach...
Kochałam to uczucie. Skończyłam grać, jeszcze chwilę rozkoszując się ostatnimi dźwiękami. Otworzyłam oczy, lecz szybko przymknęłam je ponownie, oślepiona słonecznym blaskiem. Nie zauważyłam kiedy z twarzy opadły mi okulary.
- To chyba twoje. - Przede mną stała mała blondyneczka, trzymając zagubiony przedmiot. - Fajnie grałaś. I w ogólne ładna jesteś.
Nigdy nie lubiłam małych dzieci, ale ta dziewczynka miała w sobie coś wyjątkowego.
- Dzięki. - Uśmiechnęłam się szczerze, pierwszy raz od wyjazdu. - Jak się nazywasz?
- Milena, ale mamusia zawsze mówi Mili. - W jej niebieskich oczach zabłysnęła iskierka bezgranicznej miłości. Cień przemknął po mojej twarzy. - A ty?
- Lilianna, ale wolę Lili. Więc mówisz, że podobała ci się moja gra?
- Bardzo. Chciałabym się nauczyć grać na czymś ale mamusia mówi, że nie mamy na to pieniędzy i potem robi się strasznie smutna. - Oczy małej przygasły. Wzruszyło mnie to. - Szkoda.
- Co powiesz na gitarę?
- Taak!
- To trzymaj. - Wsadziłam instrument do pokrowca i wręczyłam Mili.
- Kocham cię! Mamusiu! - Dziewczynka podbiegła do wysokiej, szczupłej kobiety, niewiele starszej ode mnie. Kobieta popatrzyła na nią ze zdziwieniem, przytuliła i rzuciła mi pytające spojrzenie. Uśmiechnęłam się ciepło - w muzyce najważniejsza jest pasja. Widziałam, że chciała coś powiedzieć, lecz w tym momencie za moimi plecami zabrzmiał klakson. Gwałtownie odwróciłam się i stanęłam oko w oko z wujkiem Michałem.
- No no, Lil, aleś ty wyrosła!
- Cześć wujku.
- Cicho tam. I nie postarzaj mnie... Bo chyba jeszcze nie wyglądam tak źle, co? Mów mi Michał. Jedziemy?
- Tak.
Wsiadłam do samochodu, odwróciłam głowę i ostatni raz pomachałam zdziwionej kobiecie.
- To ktoś znajomy? - Podskoczyłam na siedzeniu, słysząc za sobą nieco znajomy, ale tak różny głos.
- M... Wujek Mariusz?
- W rzeczy samej. - Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam ręce za zagłówek, sięgając do włosów siatkarza.
- Dlaczego Michał nic mi nie powiedział?
- Sama go zapytaj.
- Helloł! Ja tu jestem! - Oburzony przyjmujący spojrzał na naszą dwójkę z rozbawieniem w oczach.
- Winiar, skup się na drodze a nie jakieś pretensje do nas. - Atakujący puścił mi oczko.
W takiej wesołej atmosferze minęła cała droga do Bełchatowa. Słowem wyjaśnienia - tak, Michał Winiarski to brat mojego ojca, dlatego z siatkówką byłam zawsze na bieżąco.
- No dobrze młoda, skoro jesteśmy to powiedz co cię tu sprowadza. - Wujek zwykle szybko przechodził do sprawy, nie inaczej było tym razem.
- Dagi nie ma? Nie chcę jej martwić. - Usiadłam na jednej z puf w przestronnej, białej kuchni.
- Nie ma, opowiadaj. Podobno znów coś nawywijała? - Siatkarz usiadł naprzeciw mnie, wcześniej wręczając kubek herbaty.
- Tsaa, kolejnego lowelasa się jej zachciało. - Przerwałam na głębszy oddech. - Nie zniosłabym tego już dłużej, zresztą mam osiemnastkę, mogę sama decydować. Wiesz, że ona dopóki nie miałam urodzin wszystko to robiła za moją kasę?
- Powiedziałbym coś, ale nie demorali..
- Po prostu kurwa.
- Lil! - Michał uśmiechnął się pod nosem. Bezpośredniość miałam po ojcu, z dwójki braci to siatkarzy zawsze był bardziej opanowany.
- No co, taka prawda. - Upiłam solidny łyk herbaty.
- Więc co zamierzasz?
- Na razie przeprowadzam się do ojca, później zobaczę. Masz do niego numer? Kiedy się z nim widziałeś?
- Masz doskonałe wyczucie czasu. Dzisiaj przylatuje do Polski. - Spojrzał na zegar za moimi plecami. - Właśnie powinien wylatywać.
Wstałam i odtańczyłam taniec radości. Ten dzień stawał się coraz lepszy.
- Umiejętności taneczne są u nas rodzinne, co?
- No ba. - Przybiliśmy po piątce, śmiejąc się głośno. - To co, robimy jakieś jedzenie? Daga się ucieszy, mały też. Opowiadaj co u was, tak długo mnie tu nie było...
Wspólnymi siłami ugotowaliśmy obiad, świetnie się bawiliśmy. Nie pamiętałam, kiedy ostatnim razem byłam taka wyluzowana i spokojna. Nim spostrzegliśmy wybiła 13.
- Krzysiek powinien być już w Łodzi. Zadzwonisz do niego czy ja mam to zrobić? - Michał spojrzał wyczekująco.
- Zadzwoń, chcę mu sprawić niespodziankę.
Siedziałam jak na szpilkach, nie mogąc się na niczym skupić. Pierwszy raz od 5 lat zobaczę własnego ojca. Przyjmujący chyba widział moje zdenerwowanie.
- Nie przejmuj się tak, będzie dobrze. Jesteś Winiarska, kto ma dać radę jak nie ty? - Szturchnął mnie w żebra.
- Auu. To bolało.
- Wujek Michał przytuli i przestanie. - Kolejny raz tego dnia wybuchnęliśmy śmiechem, przerwanym przez dźwięk dzwoniącego telefonu. Spojrzałam pytająco a siatkarz pokiwał twierdząco głową.
- Masz 5 minut na ogarnięcie się, wiesz pudry i te sprawy.
- No chyba ty, ja jestem ogarnięta. A tobie to już bardziej mąka ziemniaczana by się przydała, co? - Nie wierzę, że to powiedziałam.
- Oj tam, cicho. O, jest.
Schowałam się w salonie, usiadłam na dużym fotelu, tyłem do wejścia. I czekałam, widząc szansę na lepsze.
Przygryzałaś wargę. Zawsze to robiłaś, kiedy się denerwowałaś. Z przyzwyczajenia zaczęłaś rozciągać palce jak do gry, słysząc na podwórku tak utęskniony głos. Nabrałaś głęboko powietrza, wypuściłaś gwałtownie oddech. 'Teraz albo nigdy'. Taka właśnie byłaś, Lil.
Głośny stuk rozrywał moją głowę. Powoli otworzyłem jedno oko, przymykając je szybko z powrotem. Próbowałem bezskutecznie wstać. Zsuwając się już któryś raz po ścianie, dotarło do mnie. Znów to zrobiłem. No kurwa znowu... Jestem gównem.
Kolejny huk dobywający się zza okna przykuł moją uwagę. Przeczołgałem się do przeciwległej ściany i przekręciłem zatrzask. Po chwili, która wydała się wiecznością, ujrzałem rozmazaną twarz Luke'a.
- Stary co tu się do cholery jasnej dzieje? Przecież obiecałeś...
- Nooi.. kurw... Oso ci chodzi? - Zawsze to kończyło się tak samo: Hemmings ratował mi dupę a ja obiecywałem, że się ogarnę. Dobre sobie...
- Dość tego. - Blondyn gwałtownie wstał, wziął resztę butelek i na moich oczach wszystko wylał. Jest wkurwiony...Ups. - Później porozmawiamy. Teraz idziesz pod prysznic i do spania. Lepiej módl się, żeby twoja mama była później niż zwykle.
Z wkurzonym Luke'iem się nie walczy, więc wykonałem jego polecenia. Przebrany w jakieś czyste ciuchy położyłem się. Na granicy świadomości słyszałem jeszcze słowa:
- Ash, ty się chyba nigdy nie zmienisz...
Kiedy ponownie się obudziłem za oknem ujrzałem zachodzące słońce. Naprzeciw łóżka, z gitarą w ręku siedział Hemmings, grając coś i cicho pogwizdując.
- Ile..
- Serio nie pamiętasz czy robisz ze mnie debila? - Z jego oczu aż cisnęły się gromy.
- Nie pamiętam. - Schyliłem głowę. Nie tak to miało wyglądać.
- 5. Stary, nie powtórzę tego już więcej. Zlanie się w trupa z byle powodu jest totalną głupotą. I uwierz, że...
- Czy to ciebie zdradziła dziewczyna? Nie. Więc kurwa nie mądrz się, panie...
- Ashton! Na świecie są miliony lepszych dziewczyn. Zepnij się i ogarnij. Jeszcze jedna sprawa... Dlaczego tak wyjechałeś na Cala i Mike'a?
- Widziałem ją wcześniej z Calem przed garażem u Mike'a, no i tak wyszło...
- Dobra, nie ważne. Trzeba dopracować ostatnie szczegóły na album, ale we 3 tego nie zrobimy. Rozumiesz?
- Taa. - Czułem się jak skarcone dziecko.
- Myślę, że Chris niedługo złoży nam wizytę, do premiery 2 tygodnie przecież.
- Też tak myślę. Dzięki Luke. Tylko...
- Nic im nie powiem. Ale kiedyś to ty będziesz musiał to zrobić. - Wyszedł przez okno i tyle go było widać. Wstałem, rozciągnąłem się i poszedłem do kuchni. Wszystko było poukładane i czyste, widocznie jak spałem gitarzysta trochę posprzątał. Dzięki bogu.
- Hej, jestem już. Trochę się zasiedziałam u koleżanki. Coś ty taki blady? Siadaj.
Posłusznie usiadłem, dzisiaj już na nic nie miałem siły.
- Co cię gryzie? Ash, nie jestem ślepa.
- Nic...
- Jutro porozmawiamy, dzisiaj chyba nie masz nastroju.
- Przepraszam mamo. Za wszystko. - Odwróciłem się na pięcie i wróciłem do pokoju.
Z czeluści szuflady wygrzebałem nieco podniszczony zeszyt. Usiadłem na łóżku z długopisem w ręku. Pisałem piosenki, ale nikt o tym nie wiedział. To był swoisty rodzaj pamiętnika. Słowa same spływały mi na papier. Około 23 skończyłem. Czułem się pusty. Całkowicie wyprany z jakichkolwiek emocji. Widocznie tak mi było dane...
Przymknęłam oczy, przypominając sobie kolejne takty 21 Guns. W mojej głowie od razu pojawił się obraz kruczoczarnej grzywki Billie Joe, nieco podmalowanych oczu, które zawsze wywoływały uśmiech na mojej twarzy, przewieszonej przez ramię czarnej gitary, jego palców, tak zwinnie sunących po kolejnych progach...
Kochałam to uczucie. Skończyłam grać, jeszcze chwilę rozkoszując się ostatnimi dźwiękami. Otworzyłam oczy, lecz szybko przymknęłam je ponownie, oślepiona słonecznym blaskiem. Nie zauważyłam kiedy z twarzy opadły mi okulary.
- To chyba twoje. - Przede mną stała mała blondyneczka, trzymając zagubiony przedmiot. - Fajnie grałaś. I w ogólne ładna jesteś.
Nigdy nie lubiłam małych dzieci, ale ta dziewczynka miała w sobie coś wyjątkowego.
- Dzięki. - Uśmiechnęłam się szczerze, pierwszy raz od wyjazdu. - Jak się nazywasz?
- Milena, ale mamusia zawsze mówi Mili. - W jej niebieskich oczach zabłysnęła iskierka bezgranicznej miłości. Cień przemknął po mojej twarzy. - A ty?
- Lilianna, ale wolę Lili. Więc mówisz, że podobała ci się moja gra?
- Bardzo. Chciałabym się nauczyć grać na czymś ale mamusia mówi, że nie mamy na to pieniędzy i potem robi się strasznie smutna. - Oczy małej przygasły. Wzruszyło mnie to. - Szkoda.
- Co powiesz na gitarę?
- Taak!
- To trzymaj. - Wsadziłam instrument do pokrowca i wręczyłam Mili.
- Kocham cię! Mamusiu! - Dziewczynka podbiegła do wysokiej, szczupłej kobiety, niewiele starszej ode mnie. Kobieta popatrzyła na nią ze zdziwieniem, przytuliła i rzuciła mi pytające spojrzenie. Uśmiechnęłam się ciepło - w muzyce najważniejsza jest pasja. Widziałam, że chciała coś powiedzieć, lecz w tym momencie za moimi plecami zabrzmiał klakson. Gwałtownie odwróciłam się i stanęłam oko w oko z wujkiem Michałem.
- No no, Lil, aleś ty wyrosła!
- Cześć wujku.
- Cicho tam. I nie postarzaj mnie... Bo chyba jeszcze nie wyglądam tak źle, co? Mów mi Michał. Jedziemy?
- Tak.
Wsiadłam do samochodu, odwróciłam głowę i ostatni raz pomachałam zdziwionej kobiecie.
- To ktoś znajomy? - Podskoczyłam na siedzeniu, słysząc za sobą nieco znajomy, ale tak różny głos.
- M... Wujek Mariusz?
- W rzeczy samej. - Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam ręce za zagłówek, sięgając do włosów siatkarza.
- Dlaczego Michał nic mi nie powiedział?
- Sama go zapytaj.
- Helloł! Ja tu jestem! - Oburzony przyjmujący spojrzał na naszą dwójkę z rozbawieniem w oczach.
- Winiar, skup się na drodze a nie jakieś pretensje do nas. - Atakujący puścił mi oczko.
W takiej wesołej atmosferze minęła cała droga do Bełchatowa. Słowem wyjaśnienia - tak, Michał Winiarski to brat mojego ojca, dlatego z siatkówką byłam zawsze na bieżąco.
- No dobrze młoda, skoro jesteśmy to powiedz co cię tu sprowadza. - Wujek zwykle szybko przechodził do sprawy, nie inaczej było tym razem.
- Dagi nie ma? Nie chcę jej martwić. - Usiadłam na jednej z puf w przestronnej, białej kuchni.
- Nie ma, opowiadaj. Podobno znów coś nawywijała? - Siatkarz usiadł naprzeciw mnie, wcześniej wręczając kubek herbaty.
- Tsaa, kolejnego lowelasa się jej zachciało. - Przerwałam na głębszy oddech. - Nie zniosłabym tego już dłużej, zresztą mam osiemnastkę, mogę sama decydować. Wiesz, że ona dopóki nie miałam urodzin wszystko to robiła za moją kasę?
- Powiedziałbym coś, ale nie demorali..
- Po prostu kurwa.
- Lil! - Michał uśmiechnął się pod nosem. Bezpośredniość miałam po ojcu, z dwójki braci to siatkarzy zawsze był bardziej opanowany.
- No co, taka prawda. - Upiłam solidny łyk herbaty.
- Więc co zamierzasz?
- Na razie przeprowadzam się do ojca, później zobaczę. Masz do niego numer? Kiedy się z nim widziałeś?
- Masz doskonałe wyczucie czasu. Dzisiaj przylatuje do Polski. - Spojrzał na zegar za moimi plecami. - Właśnie powinien wylatywać.
Wstałam i odtańczyłam taniec radości. Ten dzień stawał się coraz lepszy.
- Umiejętności taneczne są u nas rodzinne, co?
- No ba. - Przybiliśmy po piątce, śmiejąc się głośno. - To co, robimy jakieś jedzenie? Daga się ucieszy, mały też. Opowiadaj co u was, tak długo mnie tu nie było...
Wspólnymi siłami ugotowaliśmy obiad, świetnie się bawiliśmy. Nie pamiętałam, kiedy ostatnim razem byłam taka wyluzowana i spokojna. Nim spostrzegliśmy wybiła 13.
- Krzysiek powinien być już w Łodzi. Zadzwonisz do niego czy ja mam to zrobić? - Michał spojrzał wyczekująco.
- Zadzwoń, chcę mu sprawić niespodziankę.
Siedziałam jak na szpilkach, nie mogąc się na niczym skupić. Pierwszy raz od 5 lat zobaczę własnego ojca. Przyjmujący chyba widział moje zdenerwowanie.
- Nie przejmuj się tak, będzie dobrze. Jesteś Winiarska, kto ma dać radę jak nie ty? - Szturchnął mnie w żebra.
- Auu. To bolało.
- Wujek Michał przytuli i przestanie. - Kolejny raz tego dnia wybuchnęliśmy śmiechem, przerwanym przez dźwięk dzwoniącego telefonu. Spojrzałam pytająco a siatkarz pokiwał twierdząco głową.
- Masz 5 minut na ogarnięcie się, wiesz pudry i te sprawy.
- No chyba ty, ja jestem ogarnięta. A tobie to już bardziej mąka ziemniaczana by się przydała, co? - Nie wierzę, że to powiedziałam.
- Oj tam, cicho. O, jest.
Schowałam się w salonie, usiadłam na dużym fotelu, tyłem do wejścia. I czekałam, widząc szansę na lepsze.
Bite your tongue
Don't make a scene dear
Everybody's been here
At least once before
But we've been here more
Don't make a scene dear
Everybody's been here
At least once before
But we've been here more
Przygryzałaś wargę. Zawsze to robiłaś, kiedy się denerwowałaś. Z przyzwyczajenia zaczęłaś rozciągać palce jak do gry, słysząc na podwórku tak utęskniony głos. Nabrałaś głęboko powietrza, wypuściłaś gwałtownie oddech. 'Teraz albo nigdy'. Taka właśnie byłaś, Lil.
Głośny stuk rozrywał moją głowę. Powoli otworzyłem jedno oko, przymykając je szybko z powrotem. Próbowałem bezskutecznie wstać. Zsuwając się już któryś raz po ścianie, dotarło do mnie. Znów to zrobiłem. No kurwa znowu... Jestem gównem.
Kolejny huk dobywający się zza okna przykuł moją uwagę. Przeczołgałem się do przeciwległej ściany i przekręciłem zatrzask. Po chwili, która wydała się wiecznością, ujrzałem rozmazaną twarz Luke'a.
- Stary co tu się do cholery jasnej dzieje? Przecież obiecałeś...
- Nooi.. kurw... Oso ci chodzi? - Zawsze to kończyło się tak samo: Hemmings ratował mi dupę a ja obiecywałem, że się ogarnę. Dobre sobie...
- Dość tego. - Blondyn gwałtownie wstał, wziął resztę butelek i na moich oczach wszystko wylał. Jest wkurwiony...Ups. - Później porozmawiamy. Teraz idziesz pod prysznic i do spania. Lepiej módl się, żeby twoja mama była później niż zwykle.
Z wkurzonym Luke'iem się nie walczy, więc wykonałem jego polecenia. Przebrany w jakieś czyste ciuchy położyłem się. Na granicy świadomości słyszałem jeszcze słowa:
- Ash, ty się chyba nigdy nie zmienisz...
Kiedy ponownie się obudziłem za oknem ujrzałem zachodzące słońce. Naprzeciw łóżka, z gitarą w ręku siedział Hemmings, grając coś i cicho pogwizdując.
- Ile..
- Serio nie pamiętasz czy robisz ze mnie debila? - Z jego oczu aż cisnęły się gromy.
- Nie pamiętam. - Schyliłem głowę. Nie tak to miało wyglądać.
- 5. Stary, nie powtórzę tego już więcej. Zlanie się w trupa z byle powodu jest totalną głupotą. I uwierz, że...
- Czy to ciebie zdradziła dziewczyna? Nie. Więc kurwa nie mądrz się, panie...
- Ashton! Na świecie są miliony lepszych dziewczyn. Zepnij się i ogarnij. Jeszcze jedna sprawa... Dlaczego tak wyjechałeś na Cala i Mike'a?
- Widziałem ją wcześniej z Calem przed garażem u Mike'a, no i tak wyszło...
- Dobra, nie ważne. Trzeba dopracować ostatnie szczegóły na album, ale we 3 tego nie zrobimy. Rozumiesz?
- Taa. - Czułem się jak skarcone dziecko.
- Myślę, że Chris niedługo złoży nam wizytę, do premiery 2 tygodnie przecież.
- Też tak myślę. Dzięki Luke. Tylko...
- Nic im nie powiem. Ale kiedyś to ty będziesz musiał to zrobić. - Wyszedł przez okno i tyle go było widać. Wstałem, rozciągnąłem się i poszedłem do kuchni. Wszystko było poukładane i czyste, widocznie jak spałem gitarzysta trochę posprzątał. Dzięki bogu.
- Hej, jestem już. Trochę się zasiedziałam u koleżanki. Coś ty taki blady? Siadaj.
Posłusznie usiadłem, dzisiaj już na nic nie miałem siły.
- Co cię gryzie? Ash, nie jestem ślepa.
- Nic...
- Jutro porozmawiamy, dzisiaj chyba nie masz nastroju.
- Przepraszam mamo. Za wszystko. - Odwróciłem się na pięcie i wróciłem do pokoju.
Z czeluści szuflady wygrzebałem nieco podniszczony zeszyt. Usiadłem na łóżku z długopisem w ręku. Pisałem piosenki, ale nikt o tym nie wiedział. To był swoisty rodzaj pamiętnika. Słowa same spływały mi na papier. Około 23 skończyłem. Czułem się pusty. Całkowicie wyprany z jakichkolwiek emocji. Widocznie tak mi było dane...
Your head will collapse
But theres nothing in it
And you'll ask yourself
Where is my mind?
But theres nothing in it
And you'll ask yourself
Where is my mind?
Dziecko. Całkowite
dziecko. Właśnie byłeś kilka centymetrów nad dnem. I choć chciałeś, nie
potrafiłeś nic z tym zrobić. Wyłączyłeś emocje. Tylko po co, skoro sam je
obudzisz? Taki właśnie byłeś, Ash.
_________________________
Witajcie! Wróciłam po nieco dłuższym czasie, niestety ostatnie okoliczności były niesprzyjające. Cieszę się bardzo, że ktoś to w ogóle czyta, komentuje itd. Dziękuję Wam :)
Co sądzicie o postaciach po tym rozdziale? 3 komentarze = następny rozdział.
Do zobaczenia!